czwartek, 27 grudnia 2012

świąteczny wirus

źródło : internet


Nie ma co ukrywać to były Święta, które będziemy długo pamiętać... Niestety w końcowym efekcie całą naszą trójkę dopadł świąteczny wirus. Każdy na swój sposób inaczej go przechodzi choć są i podobne objawy. Najbardziej żal mi Uki, którego męczy paskudny kaszel i bóle brzuszka. Póki co nadal walczymy z chorobą i usilnie próbujemy się jej pozbyć. Nie obyło się oczywiście bez świątecznych wizyt u lekarza. Chcąc uniknąć wirusowego "podaj dalej" nie spotkaliśmy się z wszystkimi, z którymi liczyliśmy zobaczyć się w te Święta. Jednym słowem chyba już lepsza rózga niż taki wirus pod choinką. Trzymajcie się zdrowo!

poniedziałek, 24 grudnia 2012

"Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku"

źródło : internet
Zawsze mogło być gorzej. . . ale dobrze nie jest . . . panem kotkiem został tatinek, a choroba nie z powodu świątecznego przejedzenia, tylko najprawdopodobniej paskudny wirus. Niespodziewanie dopadła gorączka, która całkowicie ścieła go z nóg.  Jak będą teraz wyglądały nasze Święta tego jeszcze nie wiem, wszystkie plany stoją pod wielkim znakiem zapytania . . . Nie mogę zasnąć, tatinek śpi w drugim pokoju by nas nie zarazić, a Uki już zadbał o to bym nie czuła się samotnie i leży tuż obok. Mam tylko nadzieję, że jego nic nie dopadnie . . .


W nawiązaniu do zaistniałej sytuacji, dużo zdrówka Wam życzę, trzymajcie się ciepło i zdrowo w te Święta.

piątek, 21 grudnia 2012

no to w drogę : )

źródło: internet





 Już wieczorkiem ruszamy w drogę do naszych najbliższych. Prezenty zapakowane no i jak zwykle bagaży moc. Odkąd Uki podróżuje z nami to cała wyprawa :) Także dzień spędziliśmy na przygotowaniach.









żródło : internet

 
Pewnie to mój ostatni wpis przed Świętami dlatego chciałam Wam życzyć by mimo mroźnej pogody w Waszych domach nie zabrakło ciepła i miłości, która ogrzeje Wasze serducha :) wszystkiego co najpiękniejsze na ten magiczny czas Świąt : )


środa, 19 grudnia 2012

coraz bliżej Święta

W tym roku zrezygnowaliśmy z choinki, Uki przemieszcza się już po całym mieszkaniu w takim tempie, że trudno za nim nadążyć. Drzewko pełne świecidełek na pewno byłoby dla niego celem numer jeden, a ja musiałabym cały czas stać na straży. Poza tym okres świąteczny spędzamy poza domem. Brakuje mi trochę zapachu choinki i tradycji jej ubierania co zawsze wprowadzało mnie w świąteczny nastrój, nie zmienia to jednak faktu, że wyjątkowo czekam i cieszę się na ten czas. W końcu to nasze pierwsze wspólne Święta, które spędzimy we troje :)  W zeszłym roku Uki był  w brzuszku choć pamiętam, że wyraźnie czułam już jego obecność -  dawał o sobie znać, zwłaszcza gdy słyszał śpiewane kolędy. Ciekawe  co będzie się działo w jego główce i serduszku podczas tegorocznej Wigilii. Mam nadzieję, że spodoba mu się rodzinny klimat : )

A to jeden z prezentów jaki znajdzie pod choinką : ) - Mokey Fraggle : )

źródło : internet


poniedziałek, 17 grudnia 2012

w krainie zabawek

Wczoraj wybraliśmy się całą trójką  do krainy zabawek w poszukiwaniu Mikołaja i prezentów. Uki był zachwycony i cały ten czas bez marudzenia siedział w wózeczku. Stwierdziliśmy z tatinkiem, że nam w dzieciństwie nawet nie śniło się o zabawkach, jakie widzieliśmy na półkach. Mało tego podczas wyprawy dowiedzieliśmy się jak mocno drzemią w nas jeszcze dzieci... : ) Tatinek znalazł długo poszukiwane modele do sklejania, a ja pacynkę, którą w końcowym efekcie zabraliśmy w prezencie dla Uki. Zrobilismy to bez większego namysłu gdyż wywołała na twarzy szeroki zębolkowy uśmiech i głośne okrzyki radości. Nie ukrywam, że ja nie mniej ucieszyłam się z prezentu i już nie mogę doczekać się wspólnej zabawy : ) Dopiero teraz sprawdziłam kogo przedstawia i przypomniał mi się magiczny podziemny świat Fraglesów  ; ) ciekawa jestem czy ktoś z Was odgadnie którą z postaci Uki znajdzie pod choinką? ; ) 

źródło : internet

niedziela, 16 grudnia 2012

japoński upominek

 
źródło : internet

 Do wczorajszego dnia nie wiedziałam nawet o istnieniu lalki daruma. Zawitała u nas po powrocie tatinka ze służbowego wyjazdu,  gdzie otrzymał ją w ramach upominku noworocznego. Zaczęłam szperać w internecie szukając informacji. Kultura japońska jest mi raczej obca, jedyne co troszkę poznałam to jej walory kulinarne, a dokładnie sushi, które niewątpliwie przypadło do gustu moim kubkom smakowym ; ) Wracając do lalki, uwagę przykuwają oczy, w których wyraźnie brak źrenic. Zabieg ten nie jest przypadkowy i wiąże się z pewnym zwyczajem. W Nowy Rok myśląc o celu lub marzeniu na nadchodzący maluje się lalce lewe oko. Przy pomyślnym spełnieniu wspomnianych domalowuje się prawe. W ten sposób ślepa lalka "odzyskuje wzrok". Przyznaję, że choć nie wierzę w moc talizmanów pomysł bardzo mi się podoba. Z dodatkowych ciekawostek lalka przewrócona zawsze wraca do pionu, sprawdzałam : )

piątek, 14 grudnia 2012

moje miejsce?

źródło : internet
Życie w wielkim mieście daje mi poczucie większej swobody i ten aspekt chyba lubię najbardziej. Przez kilkanaście lat  mieszkałam w miejscu, gdzie ciągle dawało się odczuć  nieproszoną obecność obcych mi ludzi, którzy zawsze wiedzieli wszystko, ba, nawet więcej niż ja... Tu jest inaczej, ludzie żyją obok siebie nie znając się wcale. Wiem tylko, że za ścianą mieszka małżeństwo w średnim wieku, (czasem udaje mi się z nimi spotkać i chwilę porozmawiać), z kolei ich sąsiadem jest starszy pan - budzący we mnie grozę  jak dziadek, którego boi się Kevin sam w domu ;).  Reszta mieszkań na naszym piętrze owianych jest tajemnicą... właśnie daje się słyszeć z oddali dźwięk otwieranych kluczem drzwi więc zapewne ktoś jeszcze tu miesza ;)  Blok czasem bardziej przypomina hotel, do którego większość osób wraca po pracy i zamyka się w czterech ścianach by uciec od głośnego miasta.

Z drugiej strony myślę, że gdy brak kogoś bliskiego, samotność w takim miejscu doskwiera ze zdwojoną siłą. W tej sytuacji na pewno też trudniej odnaleźć się miejskiej dżungli pełnej zgiełku, gdzie zawrotne tempo życia potrafi porwać i nakręcić w pogoni za karierą, pieniądzem i przysłonić to co naprawdę ważne.

Czy to moje miejsce?  tak bo jest ze mną moja rodzina, ukochane dwa serca i to mnie tu trzyma . . .

czwartek, 13 grudnia 2012

karmienie piersią, warto mimo przeciwności

obraz Picasso, źródło : internet
Moja przygoda z karmieniem rozpoczęła się już na sali porodowej. Pamiętam jak młoda praktykantka pomogła mi pierwszy raz przystawić Uki do piersi... ta namacalna bliskość z maleństwem to było niesamowite przeżycie. Jednak już na drugi dzień pojawiły się problemy,  Uki przy każdej próbie zaczynał płakać i odtrącał mnie, nie mogłam tego zrozumieć. Przeżywałam  ten fakt bardzo mocno, zwłaszcza gdy patrzyłam, jak inne mamusie na sali karmią swoje maleństwa. Położne pocieszały, że może tak być, że dziecko dobę po porodzie różnie reaguje, kazały dać mu czas na oswojenie się ze światem. Bardzo mi wtedy pomogły,  a Uki faktycznie kolejnego dnia przełamał się i zaczął jeść. Zebrało mi się na wspomnienia... ale to dlatego, że dziś wiem jak wiele znaczy dla mnie ta chwila z Uki. Uwielbiam gdy w trakcie jedzenia przez chwile puszcza pierś by zerknąć na mnie i uśmiechnąć się ; ) W takich momentach wiem, że warto, mimo przeciwności...
W obecnych czasach zdarza się, że trudno utrzymać karmienie z różnych powodów. Życie bywa stresujące, a kobiecie w tym czasie potrzebny jest spokój i wsparcie otoczenia. Jednak coraz częściej młode mamy zamiast tego słyszą wiele "dobrych rad" co sprawia, że tracą wiarę w siebie. Te i inne trudności w konsekwencji prowadza do tego, że albo rezygnują z karmienia albo zwyczajnie tracą pokarm. Każda młoda mama musi dać sobie czas by "dotrzeć się" z maleństwem i przede wszystkim zaufać instynktowi bo on podpowiada najlepiej. Myślę, że naprawdę warto spróbować się z tym wszystkim zmierzyć. Dla mnie będzie to niewątpliwie jedno z najwspanialszych wspomnień macierzyństwa.

środa, 12 grudnia 2012

jak tatinek został fryzjerem

źródło: internet
Z jednej strony miałam ochotę iść do fryzjera, z drugiej najzwyczajniej w świecie szkoda mi było pieniędzy bo teraz i tak jest sporo innych wydatków. Tatinek zgodził się nałożyć szampon w piance i nawet wybrał kolor jakiego jeszcze nie było na mojej głowie - ciemny czerwony brąz. Oczywiście początkowo próbował przekonać mnie do blondu, ale nie dałam się namówić, to byłoby zbyt ryzykowne jak na samodzielne eksperymenty.  Myślę, że producenci produktu nie przewidzieli, że nałożenia pianki podejmie się mężczyzna gdyż załączone rękawiczki były powiedzmy to subtelnych kobiecych rozmiarów, z trudem udało się je włożyć na męskie spracowane dłonie ; ) Gdy fryzjer przystąpił do pracy byłam cała w strachu, który spotęgował się w momencie płukania włosów, istne Morze Czerwone ; ) no cóż jeszcze bardziej bałam się wysuszyć i zobaczyć efekt zabiegu. Przez chwilę poczułam się jak Ania z Zielonego Wzgórza, która pragnąc kruczo czarnych włosów sparzyła się dość mocno na eksperymentowaniu z włosami. Jednak finał okazał się być wcale nie taki straszny jak sądziłam, wręcz przeciwnie, kolor faktycznie jest z lekkim odcieniem czerwieni, troszkę odważnie, ale nawet mi się podoba : ) 

wtorek, 11 grudnia 2012

raczkując przez świat

źródło : internet
Uki przechodzi w fazę intensywnej nauki raczkowania. Do tej pory przeważało pełzanie i chwilami podnoszenie na czterech, ale dziś zauważyłam prawie całkowite porzucenie stylu gąsienicowego. Skutkiem tego jest nieustająca chęć podróżowania po wszystkich zakątkach mieszkania. Nie przestrasza go żaden ciemny kąt, wręcz przeciwnie. Jest tylko jedno "ale", strasznie irytuje się gdy mama zabiera go z miejsca gdzie właśnie udało się dotrzeć, a gdzie nie wolno ; ) Oprócz tego intensywny trening prowadzi niejednokrotnie do drobnych potknięć skutkujących głośnym płaczem, jednak przy szybkiej interwencji i wtuleniu się w mamę, niepowodzenie odchodzi w niepamięć, a Uki dalej rwie się do raczkowania : )

poniedziałek, 10 grudnia 2012

dwoje do poprawki

źródło :  internet
Małżeństwo z ponad 30 letnim stażem, dwoje "obcych", żyjących obok siebie ludzi:
 Ona - osamotniona , nieszczęśliwa , w głębi duszy tęskniąca za dawną miłością jaka łączyła ją z mężem
 On - zamknięty w sobie , bardzo oziębły i zmęczony życiem...
Wspólny dom, dzieci to zdaje się być wszystko co jeszcze trzyma ich razem...
Czy terapia małżeńska odmieni ich wspólne życie?

Na początku zdawało mi się, że może to film nie dla nas bo czy możemy zrozumieć problemy sporo starszego stażem małżeństwa? Jednak po obejrzeniu historii o dziwo obydwoje stwierdziliśmy, że było warto. Może dlatego, że film zwraca uwagę na to, jak bagaż przemilczanych spraw, niedomówień dźwigany na tle życia pełnego rutyny może doprowadzić do maksymalnego ostudzenia naprawdę gorącej i wielkiej miłości. Małżeństwo nie jest bowiem pewnikiem i receptą na szczęście. Często jednak bywa, że zdając się być "zapewnieni" o czyjejś miłości zapominamy, że trzeba cały czas o nią zabiegać.

Film skłania do przemyśleń choć na pewno nie każdemu się spodoba gdyż w sposób bezpośredni, ale też nie wulgarny, dotyka sfery seksualnej związku. Dobra alternatywa dla przesłodzonych komedii romantycznych, w których pełno banałów na temat wyidealizowanej miłości, nie mającej zbyt wiele wspólnego z prawdziwym życiem.


piątek, 7 grudnia 2012

27

Dzisiejszy dzień skłania do zrobienia krótkiego bilansu kolejnego roku życia. Miniony czas pełen jest wspaniałych wspomnień . . . a to rosnącego wciąż brzuszka, pierwszych kopniaczków, badań usg, przygotowań do narodzin, wreszcie dnia porodu - wyczekiwanego spotkania z Uki oraz początek wspólnego życia we troje. Zostałam mamą i to właściwie najpiękniejsze co mogło mi się przydarzyć. Macierzyństwo odmieniło mnie, moje życie, priorytety, w sumie wszystko. . . Czuję, że dojrzałam i jestem już zupełnie inną osobą . . . choć z małego eweluszka wiele jeszcze zostało i pewnie zostanie na zawsze :)




czwartek, 6 grudnia 2012

ho ho ho : )


Wesołych Mikołajek  

Uki chyba faktycznie w nocy bawił się w Mikołaja bo zasnął wyjątkowo późno. Teraz od samego rana odsypia wczorajsze szaleństwo. W skarpecie czeka na niego kilka świątecznych drobiazgów, które najwyraźniej Mikołaj zostawił w nocy ; )
A ja tak sobie myślę, że najpiękniejsze prezenty od Mikołaja to już dostałam w postaci moich dwóch Domowych Skarbów, nic więcej mi do radości nie trzeba : )  już tylko czekam jak Uki obudzi się i obdarzy mikołajkowym uśmiechem.

środa, 5 grudnia 2012

zapachniało Mikołajkami ; )

Wybraliśmy się z Uki na spacerek i przy okazji zrobiliśmy małe zakupy. Nie mogłam się powstrzymać i kupiłam kilka świątecznych drobiazgów by troszkę ozdobić mieszkanko na jutrzejsze Mikołajki. Zrobiło się przytulnie i zapachniało świętami : ) Uki nawet nie wie, że spotkał Mikołaja po drodze, od którego dostanie jutro świąteczne książeczki. Z jednej strony dobrze bo nie trzeba było kombinować i ukrywać prezentu, a z drugiej troszkę żal, że na radość z mikołajkowych upominków trzeba jeszcze zaczekać :  ) W każdym razie nocka i tak będzie magiczna bo przecież  czekamy na Mikołaja, który przybywa do miasta ; )



sam "potrafię" jeść łyżeczką ; ) a przynajmniej się staram


I znów będzie o jedzeniu . . . . ; ) podczas śniadanka Uki  wyjątkowo mocno zajadał się  paskami chlebka posmarowane jogurtem jagodowym. Przeszła mi przez głowę myśl, że na pewno zjadłby go więcej. . . Chcąc zachować zasady BLW musiałam zrobić to w taki sposób by sama go nie karmić. Wzięłam więc łyżeczkę, nabierałam na nią jogurt i kładłam na stoliczku. Uki bez większego namysłu chwytał za nią właściwą stroną i pakował do buźki, naturalnie łyżeczka nie zawsze już pełna trafiała do celu, ale jadł sam i miał przy tym sporo frajdy. Na koniec zamienił się w bardzo szczęśliwego i dumnego z siebie jagodowego stworka : )




wtorek, 4 grudnia 2012

nie ma to jak zacząć dzień od śniadanka we troje :)

źródło : internet 
Postanowiłam, że w miarę możliwości będziemy razem z tatinkiem jeść śniadanko przed jego wyjściem do pracy. Dziś się udało i zaczęliśmy dzień od wspólnego posiłku :) Uki pierwszy raz próbował chlebka z jogurtem i owoc awokado. Jedno i drugie bardzo mu smakowało, a cała buźka była wysmarowana w jogurcie :) Zauważyłam, że rytuał wspólnego jedzenia ma naprawdę wiele zalet. Przede wszystkim jest to nasza chwila, gdzie mamy czas tylko dla siebie. Poza tym, to wspaniałe doświadczenie i niepowtarzalna okazja by obserwować jak dziecko z dnia na dzień rozwija się i zaskakuje coraz to nowszymi pomysłami na uporanie się z jedzonkiem :) Myślę, że w dzisiejszym świecie pełnym stresu i galopu ważne jest by zatrzymać się choć na chwilę i spędzić czas z bliskimi, a niewątpliwie wspólny posiłek jest dobrym do tego pretekstem. Oczywiście jest raczej  niemożliwym by w tygodniu pracy jeść każdy posiłek wspólnie, ale  chyba warto spróbować choć raz w ciągu dnia zasiąść przy wspólnym stole. Poznawanie nowych smaków i przyjemność z jedzenia nie są tu niewątpliwie istotą sprawy, ale to, co temu towarzyszy, czyli moc radości i uśmiechu :)  a więc samo zdrowie :)

poniedziałek, 3 grudnia 2012

BLW pierwszy obiadek :D

W weekend wybraliśmy się z wizytą do dziadków by świętować andrzejki :) W tym czasie ruszyliśmy też na dobre z metodą  BLW :) Uki był zachwycony brał udział we wspólnych posiłkach, miałam wrażenie, że czuł się ważny. Nawet dziadkowie nie mogli się nadziwić, że tak świetnie sobie radzi mimo, że to dopiero jego pierwsze kroki w samodzielnym jedzeniu. Najlepiej smakowały brokuły, co widać na załączonym obrazku







sobota, 1 grudnia 2012

rewolucja w jedzeniu Uki, czyli początek przygody z BLW

źródło : internet
 Na początku targało mną wiele obaw i wątpliwości, czy to bezpieczne i czy naprawdę warto spróbować. Już kiedyś zasłyszałam o metodzie BLW (baby-led weaning)  polegającej na wprowadzaniu pokarmów stałych poprzez samodzielną naukę jedzenia, jednak jakoś  nie zagłębiałam się w to. Ostatnio ten temat wrócił ze zdwojoną siłą i postanowiłam trochę bardziej się mu przyjrzeć. Zabrałam się do lektury książki "Bobas lubi wybór" i z każdą kolejną stroną przekonywałam się do metody. W sumie, jak zauważyła autorka, skoro pozwalamy dziecku na samodzielną naukę raczkowania, siadania, chodzenia, nie ingerując w to zbytnio i dając mu pełną kontrolę nad sytuacją to czemu nie spróbować z jedzeniem? Może to właśnie ono najlepiej zdecyduje kiedy jest gotowe na pokarm inny niż mleko. Główne założenie metody to ominięcie etapu papek i karmienia łyżeczką poprzez zaoferowanie dziecku wyboru, tego co chce zjeść. Istotnym jest by nauka samodzielnego jedzenia odbywała się  podczas wspólnych posiłków, najlepiej z obojgiem rodziców, jeśli jednak nie jest to możliwe to przynajmniej z jednym z nich. I stało się..., wczoraj zjedliśmy pierwsze wspólne śniadanko, to było jak święto : - ) a Uki...., był zachwycony, od razu wiedział co zrobić z jedzeniem i wpakował je do buźki.  Poza tym był tą czynnością tak zafascynowany i zaabsorbowany, jak niczym innym dotąd. Oczywiście jeszcze troszkę zanim zacznie faktycznie zjadać to, co zostanie mu zaoferowane na talerzu gdyż póki co nie posiada umiejętności żucia, a na to potrzeba czasu. Jedynym największym "ale" metody, co już dało się zaobserwować, jest nieunikniony bałagan, który na początku towarzyszy posiłkom, jednak to mnie nie zniechęca na tyle, by zrezygnować. Zobaczymy co z tego wyjdzie, czas pokaże.